Karta kredytowa to ciekawy produkt finansowy, bo niewiele w sumie prostych narzędzi budzi tak wielkie emocje. Są tacy, którzy uważają, że karta to praktyczne narzędzie, które ułatwia życie, a są i tacy, którzy twierdzą, że to pierwszy krok do wejścia w spiralę zadłużenia i do ogromnych kłopotów.
O co chodzi z tą kartą kredytową?
Karta kredytowa to specyficzny produkt bankowy, bo daje nam bezpośredni dostęp do pieniędzy, które absolutnie nie są naszą własnością. To forma pożyczki bankowej. Z tego powodu procedura ubiegania się o kartę nie jest prosta. Najpierw bank musi przyjrzeć się naszej zdolności kredytowej i możliwościom spłaty.
Zanim dostaniemy kartę, bank dokładnie sprawdzi nasze źródła dochodów i oceni wiarygodność, a dopiero potem przyzna nam limit, czyli ustali, jaką kwotę jest skłonny pożyczyć nam od ręki. Możemy być optymistami: będą to niemałe pieniądze. Dlaczego bank lubi pożyczać nam sporo? Wynika to ze specyfiki karty.
Jak to działa?
Cechą charakterystyczną, z której banki uczyniły główny atut karty, jest okres bezodsetkowy. To taki czas, w którym korzystamy z bankowych pieniędzy bez żadnych konsekwencji finansowych, a jest to długi okres, bo, w zależności od banku wynosi około 50 dni. System działa w ten sposób: miesiąc rozliczeniowy, który niekoniecznie musi być równy miesiącowi kalendarzowemu to nasz czas wydatków.
Beztrosko rządzimy pieniędzmi i wydajemy. Po tych trzydziestu dniach otrzymujemy rozliczenie transakcji i dostajemy jeszcze dwadzieścia dni na spłatę pożyczonych środków. Oddajemy i nie płacimy kompletnie nic za pożyczkę. Piękne prawda?
Może być za darmo, ale…
Wiele osób zadaje sobie w tym momencie pytanie, jak w takim razie bankom się to opłaca? Cóż, wszystko tkwi w naszym charakterze, nas klientów, a bankierzy świetnie nas znają. Cały haczyk tkwi w tym, że w momencie, gdy mamy jeszcze sporo czasu na spłatę, czyli po zakończeniu pierwszego cyklu wydatków, jeszcze nic nie oddajemy, a możemy już beztrosko wydawać. Limit jest spory, a my szalejemy, a to sprawia, że kwota wymagana do zapłaty w kolejnym cyklu rośnie i zwyczajnie brakuje nam pieniędzy na spłatę.
Koło ratunkowe, które rzuca nam bank
Bankowcy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że łatwiej wydać niż oddać. To z tego powodu chętnie nam pożyczają pieniędzy, bo mają świadomość, że nie będzie łatwo nam oddać. To z tego powodu, na wyciągu transakcji karty otrzymujemy dwie propozycje spłaty: jedna opiewa na całość wydanych przez nas pieniędzy, a druga to minimalna kwota, której wymaga bank. Kwota minimalna to zwykle pięć, maksymalnie dziesięć procent wydatkowanych przez nas środków. Łapiemy to koło i wpłacamy tylko minimum.
Owszem, mamy już mniej pieniędzy do dyspozycji, ale nadal możemy posługiwać się kartą, a nasz portfel pozornie nie odczuwa straty. Tylko przychodzi kolejny czas rozliczeń i nagle nasz kwota do spłaty znacząco rośnie, bo pojawiają się odsetki od niespłaconej kwoty. To już spore kwoty, bo wprawdzie jesteśmy nieco chronieni przez prawo, ale przy obecnych stopach procentowych to nawet 14%. W takiej sytuacji jedyna szansa to rozłożyć zadłużenie na raty, które będą nieco korzystniej oprocentowane.
Czy karta ma zalety?
Karta to doskonałe narzędzie, jeśli tylko umiemy się nim posługiwać. Zdecydowanym ułatwieniem jest możliwość ustawienia terminu spłaty karty. Warto, by był to termin wypadający tuż po wypłacie twojego wynagrodzenia. Wtedy łatwo ci będzie oddać pieniądze i skorzystasz z pożyczki zupełnie za darmo.
Chyba już zrozumiałe jest, że karta to nie instrument dla tych, którzy gubią się terminach i datach? Za to, przy odrobienie skrupulatności skorzystamy nie tylko z pożyczki, ale i z atrakcyjnych rabatów na zakupy czy potraktujemy ją, jako potwierdzenie naszej wypłacalności. To przydatne np. w podróży, bo karta płatnicza przyda się nam, gdy będziemy chcieli wynająć pokój w hotelu czy samochód.
Tylko po co się zadłużać? Jeśli nie mam pieniędzy to ich nie wydaje.